Zdjęcie: Anonimowy Dzień Ojca, Centrum Bioetyki i Kultury
To było 8 lat temu.
Gdy tylko mama wypowiedziała słowa: „Twój tata może nie być twoim prawdziwym tatą”, wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Nagle mój nos, niepodobny do jakiegokolwiek innego w rodzinie, nabrał sensu. Na pytania, dlaczego nie wyglądam jak ktoś z rodziny, w końcu udzielono odpowiedzi. I och tak, wpadłam w ciemną otchłań depresji, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Czułam się tak, jakby każde moje wspomnienie o tacie – mężu mojej matki – było skażone faktem, że wiedział o mnie coś, czego ja nie wiedziałam o sobie.
Czy on „naprawdę” mnie kochał? Byłam „dobrym” dzieciakiem, ale wiedziałam, że były momenty, w których wprowadzałam frustrację w jego życie – czy tłumaczył to sobie tym, że nie jestem jego córką?
Zdałam sobie też sprawę, że jego rodzinna historia nie jest już moja. Jego ojciec, kowboj, nie był moim dziadkiem. Jego matka, która ostatecznie dożyła stu lat, nie przekazała mi swoich dobrych genów. Z drugiej strony nie odziedziczyłam też jego genów, a odkąd dowiedziałam się, że tata od kilku lat chorował na straszną chorobę, która w końcu odebrała mu życie - byłam wdzięczna za tę jedną, małą, pozytywną rzecz.
Spędziłam około sześciu tygodni opłakując utratę biologicznego pokrewieństwa z moim tatą. Szczerze mówiąc, nie wiem jak udało mi się przetrwać ten czas. Nie byłam w stanie opiekować się naszymi małymi dziećmi, poza podstawowymi potrzebami, o których i tak trzeba mi było cały czas przypominać. Mój umysł i serce znajdowały się w jakimś ciemnym miejscu, gdzie nic nie wydawało się prawdziwe i stabilne. Czułam się tak, jakby fundament tego, kim byłam, pękł i już nie wiedziałam, kim jestem. Dzięki łasce Bożej te uczucia minęły, ale były dni, kiedy wydawało mi się, że tak będzie już zawsze.
Po szoku związanym z „utratą” taty, zdałam sobie sprawę, że gdzieś tam był mężczyzna, do którego byłam podobna i który był moim ojcem. Zacząłem opłakiwać jego stratę, mimo że ledwie kilka tygodni wcześniej nawet nie wiedziałam o jego istnieniu.
Czy wiesz, jakie to dziwne?
Kim on był? Czy on kiedykolwiek o mnie myślał? Ile razy „podarował” swoje nasienie innym? Czy miał dzieci, które wychował? Czy on jeszcze żyje? Czy mam inne, poczęte w ten sam sposób rodzeństwo?
Po kilku miesiącach życia w tej nowej rzeczywistości zaczęłam zmagać się zagadnieniem etyki poczęcia dziecka od anonimowego dawcy. Czy moralne jest oddawanie swoich komórek rozrodczych i zrzeczenie się wszystkich praw rodzicielskich za 40 dolarów? Czy etyczne jest stworzenie osoby celowo odciętej od swojej biologicznej rodziny? Czy pragnienie rodzica, który chce mieć dziecko, usprawiedliwia skazywanie dziecka na taki wstrząs? Czy to możliwe, że niewiarygodne pragnienie posiadania dziecka może zaciemnić osąd do tego stopnia, że dorośli nie widzą jak ich poczynania mogą negatywnie wpłynąć na dziecko, które pragną mieć?
Po miesiącach studiowania, czytania, modlitwy i rozmyślania nad każdym aspektem tego, co to znaczy stworzyć rodzinę i jak przemysł technologii reprodukcyjnych tworzy dzieci dla tych, którzy mogą za nie zapłacić – doszłam do wniosku, że mamy tu do czynienia z układem klient-produkt. A przecież ludzie nie są produktami. Dzieci są darem Bożym dla małżeństwa, aby mogli je wychowywać i utrzymywać. Życie oczywiście nie zawsze tak się układa, ale celowe wypaczanie tej koncepcji to tworzenie chaosu.
Wielu ludzi mówi mi, że powinnam być wdzięczna za swoje życie i przestać mieć żal do moich rodziców, którzy tak bardzo mnie pragnęli. Nazywanie mojego poczęcia nieetycznym w żaden sposób nie dewaluuje faktu, że cieszę się, że żyję. Dzieci poczęte w wyniku gwałtu mogą cieszyć się życiem i nadal brzydzić się gwałtem. Jeśli chodzi o kwestię, że moi rodzice „tak bardzo mnie pragnęli”, to nie jest to do końca prawda: moi rodzice tak naprawdę chcieli dziecka, które pochodzi od obojga z nich, stąd 14 lat prób. Używanie czyichś gamet nie było częścią pierwotnego planu.
Kocham mężczyznę, który mnie wychował. On zawsze będzie moim tatą. Utrzymywał mnie, kochał i poświęcał się dla mnie. Jednak pomimo słodkiego dzieciństwa jestem stanowczo przeciwna poczęciu dzieci od anonimowego dawcy.
Staliśmy w obliczu tego jako naszej jedynej opcji dla dziecka. Nasienie dawcy; i nie wiedzielibyśmy, kto był dawcą. Nie mogłem tego zrobić. Zwariowałbym, zastanawiając się, kim był ojciec. I nie mogłam sobie wyobrazić, jak mogłoby się czuć moje potomstwo, gdyby to było one. Tęskniłem i tęskniłem za rodziną, za dzieckiem. Ale to nie wystarczyło, aby zaryzykować, że ktoś będzie musiał żyć z moimi pragnieniami i wynikiem bycia dzieckiem dawcy spermy. Nie byłoby to korzystne dla mnie i mojego męża, niezupełnie. Byłoby to dla mnie korzystne, ale mój mąż zawsze był trochę na zewnątrz, czułam.
A potem była moja wiara. Gdyby Bóg dał mi tego człowieka do zjednoczenia, a on nie mógł dać mi dzieci, to bym na siłę wyciągała rękę Boga i nie ufała, że ten związek jest dla mnie najlepszy, pomimo bólu… który nigdy tak naprawdę nie ustępuje . I miałam przyjaciół, którzy właśnie mieli dzieci, aby dopełnić swoje życie, bez męża czy ojca, z wyboru. I czułem, że gdybym to zrobił, nie byłby to zbyt inny i samolubny kierunek. Równie dobrze mógłbym po prostu pójść i wybrać jakiegoś dawcę gdzieś, tak jak zrobił to jeden z nich, i przynajmniej wiedziałbym, kim on jest. Ale skoro złożyłam ślubowanie mojemu mężowi, byłaby to bardzo zła zdrada jego i mojego Boga.
Dziękuję za twoją historię. Pomaga mi trochę zaakceptować fakt, że moje poświęcenie dokonania wyboru, którego dokonałem, mogło być słuszne i najlepsze. Nie osądzam twoich rodziców, ponieważ wiem, jak wiele bólu wiąże się z tym, że rok po roku próbujemy założyć rodzinę i jak bardzo możemy pragnąć kochać i pielęgnować własne dziecko. Ale dla mnie mogę czerpać odwagę z twojej historii i innych.
Dziękuję za zrobienie tego trudnego, poświęcenie własnych pragnień, aby dziecko nie było zmuszane do poświęcenia swoich praw. Masz rację, w niepłodności jest tyle bólu. Mam nadzieję, że znalazłeś ujście dla darów opieki i miłości, które masz do zaoferowania. Niewątpliwie jest tak wiele dzieci, które bardzo by na tym skorzystały. Dziękuję za komentowanie.
Katie,
Czy mogę zapytać, dlaczego uważasz, że obowiązkiem tych, którzy nie mogą mieć dzieci, jest opieka nad dziećmi, które nie są ich?
Tylko dlatego, że ktoś nie może mieć własnych biologicznych dzieci, nie daje mu prawa do „kupowania” dziecka. Jeśli wychowywanie dzieci jest tym, czego dana osoba chce doświadczyć, jest odpowiednie.
Znowu, dlaczego to niepłodne pary są odpowiedzialne za adopcję dzieci, które niepłodne pary też odmawiają?
G, mogła mieć na myśli korepetycje, mentoring, bycie przyjacielem dzieci na wiele innych sposobów. To może być błogosławieństwem dla niej I dla dzieci, które zdecyduje się wychowywać.
Wow! Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo Cię podziwiam za tę postawę! Nie jestem poczęty od dawcy, ale moja mama wyszła za mąż za mężczyznę, który nie był moim ojcem, będąc ze mną w ciąży i przez pierwsze 14 lat mojego życia podawała go za mojego biologicznego ojca. Przez dziesięciolecia leczyłem się z tej zdrady, a częścią mojego powrotu do zdrowia było nawiązanie relacji z moim biologicznym ojcem. Mając mamę, która przedkładała swoje pragnienia ponad moje dobro, słuchanie historii osób takich jak Ty sprawia, że moje serce przepełnia się wdzięcznością!
Jestem bezdzietna z wyboru. Rozważałam zapłodnienie in vitro w wieku około trzydziestki i odrzuciłam ten pomysł z tego powodu, że odmówiłabym temu dziecku naturalnego prawa do biologicznego ojca. Nie tęskniłam za dzieckiem, więc decyzja była dla mnie łatwa. Poznałam mojego obecnego męża po czterdziestce. W połowie lat 30-tych poczułam pustkę, której po prostu nie potrafię opisać z powodu braku własnych dzieci. Mam wspaniałych pasierbów i wnuków, a po kilku miesiącach zdałem sobie sprawę, że jestem wdzięczny za to, co mam przed sobą i za akceptację tego, co było za mną.