Mam na imię Millie. Mam 23 lata. Jestem z Melbourne w Australii. Mam dwie matki lesbijki. Zostałam wychowana jako ateistka, nie jestem związana z żadną religią.
Kiedy ludzie patrzą na dzieci gejów i lesbijek, od razu pojawia się przekonanie, że na pewno jesteśmy bardzo kochani i musimy być zrównoważeni i szczęśliwi. Wszystko w myśl promowanej przez środowiska LGBT zasady, że „miłość to miłość” („love is love”) i że człowiek nie potrzebuje żadnych biologicznych korzeni, aby być dobrze przystosowanym i szczęśliwym.
Dla mnie i dla wielu innych, zasada „miłość to miłość” („love is love”) okazała się nieprawdziwa. Co więcej, promowanie jej utrudniło osobom w mojej sytuacji otworzenie się i opowiedzenie o tym, jak sytuacja wygląda naprawdę, za zamkniętymi drzwiami.
Kłamstwo „miłość to miłość” („love is love”) dotyka nas na wiele różnych sposobów. Nie jest mile widziane, abyśmy wychodzili na świat (można ironicznie powiedzieć: robili „coming out”) i mówili ludziom, że nie popieramy tej tzw. "małżeńskiej równości”. Spotykamy się z odrzuceniem. Stoimy w obliczu – powiedziałabym nawet – demonizacji, przez niektóre środowiska LGBT. Szokujące, że te środowiska odrzucają nas, choć jesteśmy mniejszością nowych czasów, która dochodzi do głosu.
Prawda jest taka, że ​​dorastanie z dwoma matkami sprawiło, że nie bardzo wiem kim jestem oraz jakie jest moje miejsce i rola w świecie.
To stało się dobitnie oczywiste w momencie, kiedy poszłam do szkoły. Zobaczyłam inne dzieci w objęciach swoich rodziców podczas Dnia Matki i Dnia Ojca. Cieszyły się i świętowały z rodzicami oraz innymi członkami rodziny a ja siedziałam i zastanawiałam się co jest ze mną nie tak i dlaczego nie mam relacji ze swoim ojcem? Czy był aż tak złym człowiekiem, że nie mógł mi jej dać?
Ta sytuacja niszczyła mnie od środka. Czas mijał a kłamstwa towarzyszyły mi cały czas. Kłamstwa w rodzaju: „nie masz ojca” i wiele różnych wariantów „nie masz ojca” oraz „nie, nie możesz zobaczyć się ze swoim ojcem” oraz „masz drugą matkę”. Tak jakby te stwierdzenia były w stanie stłumić moje emocje i przywrócić mi równowagę. To było po prostu za mało.
W rezultacie, głęboko w środku, miałam poczucie winy, że odrzucam swoją drugą matkę i – o mój Boże – jeśli ona rzeczywiście jest tym co powinno mnie wypełnić - to jaką okropną musze być osobą, że to odrzucam?
To wszystko jest naprawdę bardzo pokręcone i smutne, bo nawet jeśli nigdy nie miałam zamiaru nikogo zranić, to - przez podzielenie się ze światem moim doświadczeniem - ostatecznie i tak ktoś poczuł się zraniony i mam z tego powodu poczucie winy. Nawet kiedy stoję tutaj, z pełnym przekonaniem do tego co mówię, to poczucie winy ciągle we mnie tkwi, bo nie chcę ranić ludzi których kocham.
...............................................................................................................
Chciałabym wypowiedzieć się na temat adopcji. Jej istota polega na tym, że wsparcie płynie od dorosłego do dziecka. Osamotnione dziecko, które już jest w tragicznej sytuacji i straciło wszystko, ma szanse stać się częścią nowej rodziny, a rodzice adopcyjni decydują się tę trudną sytuację dziecka naprawić. I nie widzę problemu, jeśli chodzi o osoby dowolnej płci, które decydują się przyjąć i pokochać dziecko.
Jednakże, jeśli chodzi o poczęcie dziecka z udziałem komórek rozrodczych dawcy (nasienia lub komórek jajowych) i w ten sposób celowe usunięcie biologicznego rodzica to uważam, że jest to pozbawienie nas dzieci czegoś, czego z natury pragniemy. I kiedy patrzę w przeszłość widzę, że nie było chwili, kiedy nie pragnęłam ojca i tej męskiej stabilności w moim życiu.
Gdy miałam 11 lat, w końcu mogłam spotkać mojego ojca i był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Czułam się spokojna i zrównoważona, co zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy w życiu. Zobaczyłam moją przyszłość, zobaczyłam moje dziedzictwo, zobaczyłam moją drugą rodzinę. I było to coś, za co jestem ogromnie wdzięczna, że to otrzymałam w tak krytycznym momencie mojego rozwoju. I nie mogę uwierzyć, że środowiska LGBT próbują realizować program, który mówi, że moje uczucia nie były ważne, a to czego potrzebowałem, aby być zdrową osobą, nie miało znaczenia.
Jak mówi Katy Faust, kiedy odłożymy na bok polityczną poprawność, widać wyraźnie ten konflikt: potrzeby dziecka kontra pragnienia dorosłych. Uważam, że należy zawsze szanować czyjś związek - czy to homoseksualny, czy heteroseksualny - ale jeśli chodzi o małżeństwo i jego ścisłe powiązanie z reprodukcją dzieci, nie możemy powiedzieć „tak” małżeństwu homoseksualnemu bez unieważnienia prawa dziecka do rodziców obu płci.
Myślę, że bardzo niebezpieczne jest promowanie idei, że narzucanie dzieciom złych rozwiązań jest dobre. I nie, nie wszystkie dzieci okażą się mieć takie problemy jak ja, ale tak naprawdę wielu z nas po prostu boi się o tym mówić, ponieważ stawką jest rodzina, nasz styl życia, nasi przyjaciele. Jesteśmy uważani za osoby dyskryminujące lub homofobiczne jeśli sprzeciwiamy się takiej postawie środowisk LGBT.
Jeżeli powiemy TAK tzw. „równości małżeńskiej”, nikt nie pociągnie mojej matki do odpowiedzialności za moje dobro, ponieważ byłby to akt dyskryminacji. I to jest smutna rzeczywistość, przed którą stoimy. Jeśli powiemy TAK teraz, gdy jesteśmy nieprzygotowani i nie wiemy wystarczająco dużo o skutkach małżeństw homoseksualnych - może to nie być najlepsze dla dzieci.
Niestety w Kanadzie mówienie czegoś takiego jest nielegalne. Niestety w Kanadzie na świadectwie urodzenia dziecka widnieją opiekunowie a nie biologiczni rodzice. To już nie jest dokument historyczny dla dziecka. W rubryce „rodzice” istnieje więc jedynie intencja: mam zamiar wychować to dziecko – a nie biologiczny fakt.
A to rodzi bardzo niebezpieczne konsekwencje prawne. To co prawo daje, może i zabrać. Na przykład tzw. „dyskryminacja” jest w Kanadzie traktowana bardzo poważnie. Dzieci mogą być Ci zabrane np. za promowanie tzw. tradycyjnych wartości. Nie chodzi więc tylko prawa dzieci, ale o prawa jednostki, o wolność osobistą, wolność religijną – wolności, które mogą być zagrożone, jeśli pójdziemy drogą Kanady.
Uważam, że przymusowe i celowe oddzielenie dziecka od biologicznego rodzica bez ważnego powodu związanego z dobrem dziecka, jest formą znęcania się nad dzieckiem. Uważam, że należy - gdzie tylko to możliwe – wspierać więzy biologiczne o ile tylko nie są szkodliwe dla dziecka.
Jeśli oglądasz mnie, słuchasz co mówię – a jesteś osobą w podobnej sytuacji – zachęcam Cię do wyjścia i podzielenia się swoją historią. Mamy prawo nie czuć się dobrze z tym co zostało nam narzucone, kiedy byliśmy dziećmi. A jeśli powiemy TAK małżeństwom homoseksualnym, bo boimy się być nazwani homofobami, to musimy mieć świadomość, że utrudnimy przyszłym pokoleniom ujawnienie, że nie czują się z tym dobrze.
To nie jest "równość" dla dzieci. To jest "równość" dla dorosłych.
A sam termin „równość małżeńska” w rzeczywistości mnie obraża, ponieważ nikt nie myśli o konsekwencjach pojawiających się po drugiej stronie. Konsekwencjach, które ponosimy my - dzieci.
Uważam, że Australia po prostu nie jest gotowa, aby brać pod uwagę małżeństwa homoseksualne, a presja ze strony jakiegokolwiek innego kraju nie powinna stanowić żadnej ważnej przesłanki, aby zmienić nasze już i tak postępowe przepisy dotyczące równości. Geje i lesbijki w tym kraju mają szczęście. Mamy równość.
Ale czy musimy dać im także małżeństwo? Moim zdaniem odpowiedź brzmi: NIE. I dopóki nie pojawi się przesłanka legislacyjna wskazująca, że dzieci mają prawa, nie sądzę, że powinniśmy to rozważać. Myślę, że byłoby to działanie na szkodę dzieci.
Dziękuję za Twój czas.

Zobacz i wysłuchaj przemówienia Millie tutaj